środa, 18 grudnia 2013

V

Wieczorem doszłam do wniosku, że jednak cała ta legenda, o jakiejś magicznej krainie, o mnie jako o jakiejś księżniczce i o mojej mamie to całkiem możliwa historia. Jednak coś w mojej głowie mówiło, że takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach.
Miałam się już kłaść, kiedy dostałam SMS-a. Sięgnęłam po telefon i na wyświetlaczu ukazała mi się wiadomość od Brandona. Szybko przeczytałam:

Lily, dzieje się coś dziwnego. Czuję się dziwnie. Ja… nie wiem nawet jak mam ci to powiedzieć. Wpadnę zaraz do ciebie. Sorki, że tak późno, ale nie mogę z tym czekać do rana. Powiadom Cassie, żeby wpadła.
                                               Brandon

Co to ma znaczyć? Dzieje się coś dziwnego? Co? Miałam dzwonić do Cassie, ale właśnie w tej samej chwili ona zaczęła dzwonić do mnie.
-Tak?
-Lily? Wpadam do ciebie, bo ja zaraz tu świra dostanę.
-Co się dzieje? –zapytałam.
-Głowa mnie boli. Przed chwilą… Przed chwilą stało się coś… co jest baaardzo dziwne.
-Ale co? Co się wam wszystkim nagle stało?
-Nam wszystkim? –zapytała zdziwiona. –Dobra, nie ważne. Zaraz będę i wszystko ci opowiem.
         I rozłączyła się. Czekałam w napięciu aż moi przyjaciele zjawią się u mnie w domu. Miałam dziwne przeczucie, że ta cała historia będzie miała kiepskie zakończenie.
         Po jakichś 15 minutach do domu wbiegł najpierw Brandon, a później tuż za nim Cassie. Zaczęli opowiadać na raz. Nie rozumiałam nawet co drugiego słowa.
-Stop! Stop! –wrzasnęłam. –Po kolei. Cassie, co jest?
-No więc tak. Kąpałam się. Już miałam wychodzić, gdy zdałam sobie sprawę, że ręcznik jest zbyt daleko bym mogła go dosięgnąć. Jednak wyciągnęłam rękę po niego. I wtedy to się stało. –zrobiła dramatyczną pauzę.
-No ale CO się stało? –zapytałam spoglądając to na nią, to na Brandona, który strasznie zbladł.
-No jak wyciągnęłam rękę, to strasznie rozbolała mnie głowa. I nagle do mojej ręki PRZYFRUNĄŁ ręcznik! Myślałam, że zemdleję. On naprawdę przyleciał! Fru, fru! –dodała, bo pomyślała, że jej nie rozumiem.
-Przestań, przecież takie coś nie może się zdarzyć. Latający ręcznik? Hahaha nie rozśmieszaj mnie. –Cassie zrobiła obrażoną minę i poszła do lodówki i wyjęła z niego karton mleka.  –Nie strzelaj fochów. –dodałam. – Brandon, a tobie co się przydarzyło? –zaczęłam zachowywać się jak psycholog.
-Ja… ja chciałem iść spać. Moje łóżko było nie pościelone, a tak mi się chciało spać, że nie dałem rady pościelić. No i tak popatrzyłem na to uszko, i ono nagle zaczęło się samo ścielić! Samo! Zacząłem się cofać i potknąłem się o dywan. Zabrałem telefon i wybiegłem z domu. Napisałem ci SMS-a i ruszyłem do ciebie. Samo się pościeliło!
-Hahaha następy. Do Prima Aprilis jest jeszcze trochę czasu. Żartów wam się zachciało?
-To nie są żarty! –wybuchnął Brandon.- Ja myślałem, że umrę ze strachu. –widząc moją sceptyczną minę dodał: A jak wytłumaczysz to, że pokonałaś Carrowów? Zmiażdżyliby cię! No jak to wytłumaczysz, pytam się?!
-Ja… nie wiem…
-No właśnie! –powiedziała Cassie. – To ma związek z tą…
-…legendą. –dokończyłam za nią.
-Właśnie. To MY jesteśmy tymi przyjaciółmi, którzy mają ci pomóc pokonać… kogoś tam kogoś.
-Sam chyba nie wierzysz w to co mówisz… -zaczęłam.
-Wierzę. Ja o tym myślę od tamtego dnia, kiedy przeczytaliśmy tą legendę. Ja i Cassie mamy moc! Ty też ją masz. Zdarzyło się coś dziwnego może od tamtej pory?
-No…w sumie…-poczułam  na sobie wzrok tych dwoje.- W sumie tak.
         Cassie opadła szczęka.
-Co?!
-No miałam takie jakby… wizje. Były 2. Dzisiaj była ostatnia.
-I nic nam nie powiedziałaś?! –wściekł się Brandon. –NIC?! Myślisz, że nie jesteśmy warci twojego zaufania? Powiesz nam chociaż co widziałaś?
         Wyglądał na strasznie zdenerwowanego. Cassie trzymała szklankę z mlekiem i po cichu przyglądała się tej wymianie zdań.
- Widziałam krainę. To pewnie ta, o której mówiła legenda.
-Zapewne. –mruknął Brandon.
- I raz była jakaś taka… pogrążona w mroku, a druga… taka… jaśniejsza.
-Coś tam się działo?
         Sięgnęłam pamięcią wstecz. Czy coś się tam działo? Nie, chyba nie.
-Z tego co pamiętam, to nie. Nic się nie działo.
-Według legendy… ci przyjaciele mieli moce czarodziejskie.  No to na pewno my. Cassie… Cassie ma moc… jakby to nazwać…moc przywoływania rzeczy. Nie wiemy czy działa to też na ludzi. Ja mam… moc eee… moc robót domowych? –parsknął śmiechem.- Nie no, wiecie o co mi chodzi. Lily ty masz moc…takiej…samoobrony i posiadasz wizje. Świetnie.
-Co świetne? –zapytała zaskoczona Cassie.
-Mamy moce, no i… czeka nas przygoda!
-W której nie weźmiemy udziału.
-Dlaczego?
-Bo to zbyt ryzykowne. Możemy stracić życie…jeśli to w ogóle jest prawda.
-Lily nie oszukuj sama siebie! Podświadomie wiesz, że  to wszystko prawda.
-No dobrze. –powiedziałam.-Ale co z tatą? Czy on o wszystkim wiedział?
-Myślę, że nie. I lepiej mu nie mów. –dodał do chwili.
-Okey, okey.
         Usiedliśmy przy stole. Każdy z nas pogrążył się w swoich myślach. Ja rozmyślałam nad tym czy to wszystko jest prawdą? No bo jak niby u licha może istnieć magia?! Przecież to nie możliwe.
-Wiesz Lily –zaczęła Cassie.- Nie chcę się wpraszać, ale byłoby miło, gdybyś pozwoliła mi u siebie spać. Trochę jeszcze się boje tam wracać, nie mogę się otrząsnąć z tego szoku. Rodziców nie ma w domu, a sama na pewno nie zostanę.
-Pewnie. Zaraz ci przyszykuję pościel i…
-Mogę spać u ciebie w pokoju?
-Eh…no dobra. Położymy się razem. –uśmiechnęłam się.
-Dziękuję. –powiedziała i uścisnęła mnie.
-Lily…-zaczął Brandon.

-Tak, tak. Ty też możesz u mnie spać.  –powiedziałam wyprzedzając jego pytanie. –Tylko nie u mnie na łóżku. –wszyscy parsknęli śmiechem.

1 komentarz: