Wieczorem
doszłam do wniosku, że jednak cała ta legenda, o jakiejś magicznej krainie, o
mnie jako o jakiejś księżniczce i o mojej mamie to całkiem możliwa historia.
Jednak coś w mojej głowie mówiło, że takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach.
Miałam się już kłaść, kiedy dostałam SMS-a.
Sięgnęłam po telefon i na wyświetlaczu ukazała mi się wiadomość od Brandona.
Szybko przeczytałam:
Lily,
dzieje się coś dziwnego. Czuję się dziwnie. Ja… nie wiem nawet jak mam ci to
powiedzieć. Wpadnę zaraz do ciebie. Sorki, że tak późno, ale nie mogę z tym
czekać do rana. Powiadom Cassie, żeby wpadła.
Brandon
Co to ma znaczyć? Dzieje się coś dziwnego?
Co? Miałam dzwonić do Cassie, ale właśnie w tej samej chwili ona zaczęła
dzwonić do mnie.
-Tak?
-Lily?
Wpadam do ciebie, bo ja zaraz tu świra dostanę.
-Co
się dzieje? –zapytałam.
-Głowa
mnie boli. Przed chwilą… Przed chwilą stało się coś… co jest baaardzo dziwne.
-Ale
co? Co się wam wszystkim nagle stało?
-Nam
wszystkim? –zapytała zdziwiona. –Dobra, nie ważne. Zaraz będę i wszystko ci
opowiem.
I rozłączyła się. Czekałam w napięciu
aż moi przyjaciele zjawią się u mnie w domu. Miałam dziwne przeczucie, że ta
cała historia będzie miała kiepskie zakończenie.
Po jakichś 15 minutach do domu wbiegł
najpierw Brandon, a później tuż za nim Cassie. Zaczęli opowiadać na raz. Nie
rozumiałam nawet co drugiego słowa.
-Stop!
Stop! –wrzasnęłam. –Po kolei. Cassie, co jest?
-No
więc tak. Kąpałam się. Już miałam wychodzić, gdy zdałam sobie sprawę, że
ręcznik jest zbyt daleko bym mogła go dosięgnąć. Jednak wyciągnęłam rękę po
niego. I wtedy to się stało. –zrobiła dramatyczną pauzę.
-No
ale CO się stało? –zapytałam spoglądając to na nią, to na Brandona, który
strasznie zbladł.
-No
jak wyciągnęłam rękę, to strasznie rozbolała mnie głowa. I nagle do mojej ręki
PRZYFRUNĄŁ ręcznik! Myślałam, że zemdleję. On naprawdę przyleciał! Fru, fru!
–dodała, bo pomyślała, że jej nie rozumiem.
-Przestań,
przecież takie coś nie może się zdarzyć. Latający ręcznik? Hahaha nie
rozśmieszaj mnie. –Cassie zrobiła obrażoną minę i poszła do lodówki i wyjęła z
niego karton mleka. –Nie strzelaj
fochów. –dodałam. – Brandon, a tobie co się przydarzyło? –zaczęłam zachowywać
się jak psycholog.
-Ja…
ja chciałem iść spać. Moje łóżko było nie pościelone, a tak mi się chciało
spać, że nie dałem rady pościelić. No i tak popatrzyłem na to uszko, i ono
nagle zaczęło się samo ścielić! Samo! Zacząłem się cofać i potknąłem się o
dywan. Zabrałem telefon i wybiegłem z domu. Napisałem ci SMS-a i ruszyłem do
ciebie. Samo się pościeliło!
-Hahaha
następy. Do Prima Aprilis jest jeszcze trochę czasu. Żartów wam się zachciało?
-To
nie są żarty! –wybuchnął Brandon.- Ja myślałem, że umrę ze strachu. –widząc
moją sceptyczną minę dodał: A jak wytłumaczysz to, że pokonałaś Carrowów?
Zmiażdżyliby cię! No jak to wytłumaczysz, pytam się?!
-Ja…
nie wiem…
-No
właśnie! –powiedziała Cassie. – To ma związek z tą…
-…legendą.
–dokończyłam za nią.
-Właśnie.
To MY jesteśmy tymi przyjaciółmi, którzy mają ci pomóc pokonać… kogoś tam
kogoś.
-Sam
chyba nie wierzysz w to co mówisz… -zaczęłam.
-Wierzę.
Ja o tym myślę od tamtego dnia, kiedy przeczytaliśmy tą legendę. Ja i Cassie
mamy moc! Ty też ją masz. Zdarzyło się coś dziwnego może od tamtej pory?
-No…w
sumie…-poczułam na sobie wzrok tych
dwoje.- W sumie tak.
Cassie opadła szczęka.
-Co?!
-No
miałam takie jakby… wizje. Były 2. Dzisiaj była ostatnia.
-I
nic nam nie powiedziałaś?! –wściekł się Brandon. –NIC?! Myślisz, że nie
jesteśmy warci twojego zaufania? Powiesz nam chociaż co widziałaś?
Wyglądał na strasznie zdenerwowanego.
Cassie trzymała szklankę z mlekiem i po cichu przyglądała się tej wymianie
zdań.
-
Widziałam krainę. To pewnie ta, o której mówiła legenda.
-Zapewne.
–mruknął Brandon.
-
I raz była jakaś taka… pogrążona w mroku, a druga… taka… jaśniejsza.
-Coś
tam się działo?
Sięgnęłam pamięcią wstecz. Czy coś się
tam działo? Nie, chyba nie.
-Z
tego co pamiętam, to nie. Nic się nie działo.
-Według
legendy… ci przyjaciele mieli moce czarodziejskie. No to na pewno my. Cassie… Cassie ma moc…
jakby to nazwać…moc przywoływania rzeczy. Nie wiemy czy działa to też na ludzi.
Ja mam… moc eee… moc robót domowych? –parsknął śmiechem.- Nie no, wiecie o co
mi chodzi. Lily ty masz moc…takiej…samoobrony i posiadasz wizje. Świetnie.
-Co
świetne? –zapytała zaskoczona Cassie.
-Mamy
moce, no i… czeka nas przygoda!
-W
której nie weźmiemy udziału.
-Dlaczego?
-Bo
to zbyt ryzykowne. Możemy stracić życie…jeśli to w ogóle jest prawda.
-Lily
nie oszukuj sama siebie! Podświadomie wiesz, że
to wszystko prawda.
-No
dobrze. –powiedziałam.-Ale co z tatą? Czy on o wszystkim wiedział?
-Myślę,
że nie. I lepiej mu nie mów. –dodał do chwili.
-Okey,
okey.
Usiedliśmy przy stole. Każdy z nas
pogrążył się w swoich myślach. Ja rozmyślałam nad tym czy to wszystko jest
prawdą? No bo jak niby u licha może istnieć magia?! Przecież to nie możliwe.
-Wiesz
Lily –zaczęła Cassie.- Nie chcę się wpraszać, ale byłoby miło, gdybyś pozwoliła
mi u siebie spać. Trochę jeszcze się boje tam wracać, nie mogę się otrząsnąć z
tego szoku. Rodziców nie ma w domu, a sama na pewno nie zostanę.
-Pewnie.
Zaraz ci przyszykuję pościel i…
-Mogę
spać u ciebie w pokoju?
-Eh…no
dobra. Położymy się razem. –uśmiechnęłam się.
-Dziękuję.
–powiedziała i uścisnęła mnie.
-Lily…-zaczął
Brandon.
-Tak, tak. Ty też możesz u mnie spać. –powiedziałam wyprzedzając jego pytanie.
–Tylko nie u mnie na łóżku. –wszyscy parsknęli śmiechem.
Świetny, czekam na kolejny :3
OdpowiedzUsuń